![]() piel2014 (59).JPG | ![]() piel2014 (54).JPG | ![]() piel2014 (53).JPG | ![]() piel2014 (51).JPG | ![]() piel2014 (56).JPG | ![]() piel2014 (55).JPG | ![]() piel2014 (31).JPG | ![]() piel2014 (26).JPG | ![]() piel2014 (25).JPG |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|
![]() piel2014 (23).JPG | ![]() piel2014 (18).JPG | ![]() piel2014 (1).JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_325.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_318.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_316.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_305.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_296.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_288.JPG |
![]() Pielgrzymka_2014_287.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_282.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_269.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_275.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_262.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_215.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_216.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_209.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_192.JPG |
![]() Pielgrzymka_2014_187.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_169.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_168.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_159.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_158.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_154.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_155.JPG | ![]() Pielgrzymka_2014_157.JPG |
XXXV Piesza Pielgrzymka Krakowska
Jasna Góra/Wspólnota V
Grupa I
Grupa II
Grupa III
Grupa IV

Świadectwo Agnieszki
Szczęść Boże!
Pielgrzymka to ważne wydarzenie w moim życiu. W ciągu tych 10 lat tak wiele zmieniła i tak wiele było sytuacji trudnych i po ludzku nie byłabym w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Wiem, że Maryja w jakiś sposób czuwała bym to pokonała i wierzę, że jeszcze po 2 i pół roku znajdę wymarzoną pracę, i proszę o modlitwę. "Kiedyś" otrzymałam w darze Rodziców od Boga i ja dzięki Nim kocham i jestem kochana. Moja pierwsza piesza Pielgrzymka była w roku 2004 gdy obroniłam pracę magisterską i moja biologiczna matka pojawiła się w moim życiu i powiedziała coś wyjątkowo przykrego, sprawili to tzw "życzliwi". Moje życie się załamało, coś w nim pękło, cały czas płakałam. Czułam się tak bardzo oszukana przez moją Mamusię (Tatuś nie żyje od wielu lat), bo zawsze tłumaczyła, że rezygnując ze mnie Ci ludzie też mnie kochali i nie mieli wyjścia (choroba ojca) ale słowa które padły przeczyły temu. Tak bardzo chciałam wtedy żyć, żyć od nowa i uwierzyć, że warto i jeszcze będzie dobrze. Poszłam na Pielgrzymkę i bałam się ludzi ale wytrwałam do końca i dotarłam do naszej najlepszej Matki na Jasnej Górze i wtedy coś się zmieniło ... powoli zaczynałam się na nowo uśmiechać i nie czuć już tego bólu odrzucenia a potem był kolejny rok i po raz kolejny pragnęłam iść i tak to już jest. Nie żałuję swojej decyzji, że poszłam po raz pierwszy. W ciągu tych lat wiele otrzymałam od Boga i od Maryi chociażby to, że powoli zaczynałam ufać na nowo ludziom a dziś mam też dobrych Przyjaciół i nadzieję. Są chwile trudne ale mimo wszystko cieszę się i odkrywam tyle wspaniałych rzeczy wokół siebie. Razem z Mamusią jesteśmy szczęśliwe jak dawniej. To Maryja i Pielgrzymka sprawiła. „To dla mnie i dla ciebie Święci orędują w niebie”
Każdy z nas modli się do swojego Anioła Stróża i Świętego Patrona, którego otrzymał na Chrzcie świętym ale czy tylko Oni są naszymi opiekunami. Ja przekonałam się, że nie. Święci, którzy patronują czemuś, komuś to pamiętają o swoich „podopiecznych”. Bardzo pragnęłam iść na Pieszą Pielgrzymkę Krakowską, po raz kolejny (10) ale życie samo pisze scenariusz i nie przewidzimy wszystkiego. Zależało mi na doprowadzeniu do końca pewnych rzeczy i termin operacji został przesunięty dużo wcześniej. Kiedy trafiłam do szpitala niektórzy w gorszym stanie nie zostali przyjęci mimo, że mieli skierowanie a ja tak. Operacja przebiegła pomyślnie ale marzenie o Pielgrzymce było pod wielkim znakiem zapytania. Radość i ta nadzieja były tak wielkie, że udało się pójść i dojść na Jasną Górę, spotkać z MAMUSIĄ, z Maryją w Jej Cudownym Jasnogórskim Wizerunku. W czasie drogi nocowaliśmy w miejscowości Więcławice Stare a na drugi dzień była tam w kościele Msza święta. W ołtarzu głównym jest Święty Jakub Apostoł, jest On patronem Pielgrzymów. Tak modliłam się szczerze przed Jego wizerunkiem i relikwiami ale nie zwróciłam wtedy uwagi na to czyim jest opiekunem – Patron Pielgrzymów. Wiedziałam o tym ale jakoś mi to umknęło. Cieszyłam się, że jestem że mogę podążać z wszystkimi do Stolicy naszej Wiary na Jasną Górę. Minęło dość dużo czasu i przy zupełnie banalnej rozmowie z koleżanką na temat bajek, które są nie agresywne a przyjazne (postać Kubusia Puchatka dała mi do myślenia) odkryłam coś bardzo ważnego i sprawdziłam z datami. Tak data operacji, którą miałam po przesunięciu pokrywa się z liturgicznym wspomnieniem Świętego Jakuba Apostoła – Patrona Pielgrzymów (25.07). Teraz wiem, że oprócz mojego Anioła Stróża i Świętej Agnieszki, On – Święty Jakub również czuwał nade mną w czasie operacji. Postarałam się o obrazek ze Świętym Jakubem i wiem, że chociaż ja nie pamiętałam o Nim to On nie zapomniał o mnie, o kimś kto z radością pielgrzymuje do naszej Matki.
Dziękuję za wszystko Wszystkim na Pielgrzymce. Pozdrawiam bardzo serdecznie i mam nadzieję, że uda się iść po raz 11.
Z Bogiem Agnieszka
Świadectwo ks. Jana Przybodzkiego - koordynatora Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej
Mam na imię Artur, mam 35 lat.
Byłem uzależniony od narkotyków, alkoholu i papierosów przez około osiemnaście lat. Moja "przygoda" z narkotykami i alkoholem zaczęła się, kiedy miałem może jedenaście, dwanaście lat. Zawsze dużym autorytetem dla mnie był mój Ojciec, ale kiedy w Polsce wprowadzono Stan Wojenny, Ojciec mój został internowany za to, że był działaczem Solidarności. Wtedy zacząłem szukać autorytetów wśród kolegów. Imponowało mi to, że pili piwo i wąchali klej. Wtedy do nich dołączyłem. Zaczęły się problemy w szkole, ucieczki z lekcji, wagary, moja matka "wychodziła z siebie", aby mnie powstrzymać. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłem, pogrążałem się coraz bardziej. Nawet powrót Ojca niczego nie zmienił. Coraz częściej się upijałem, a klej wąchałem chyba codziennie. Gdzieś w tym wszystkim rozwijałem też swoje zainteresowania, nauczyłem się grać na gitarze, moim idolem był Jimmi Hendrix. Wielu moich kolegów w tamtym czasie również uczyło się grać na różnych instrumentach. Zakładaliśmy rockowe zespoły i naśladowaliśmy naszych idoli, czyli sex, narkotyki, alkohol i rock n'roll. W wieku piętnastu lat po raz pierwszy sięgnąłem po polską heroinę "kompot" Koszmar zaczął się na całego. Wiele razy próbowałem przestać, podejmowałem pracę, próbowałem założyć rodzinę, ale wszystko na nic. Prawie z każdej pracy mnie wyrzucano, albo sam ją porzucałem. Rodzina, którą próbowałem utrzymać rozpadła się. Moje życie sięgało dna, chodziłem brudny, nie miałem, w co się ubrać, bo wszelkie,(przeważnie nie uczciwie)zdobyte pieniądze wolałem przepić niż kupić sobie jakieś ubranie. Odwracali się ode mnie przyjaciele i znajomi. Coraz częściej, związany przez nałogi, obarczony problemami z tym związanymi, marzyłem o normalnym życiu, często siadałem w domu w fotelu zastawiony alkoholem i marzyłem... Myślałem: co zrobić, aby zacząć żyć inaczej.
W 2000 roku podjąłem drugą próbę leczenia w świeckim ośrodku. Pierwszy raz ukończyłem ten ośrodek półtora roku wcześniej, ale bez skutku. Już w ośrodku zacząłem znów brać narkotyki. W tym ośrodku nie wolno było oglądać telewizji, słuchać radia, czy czytać literatury niezwiązanej z problemem uzależnienia. Nie zabraniano tam czytać Biblii. Bardzo lubiłem czytać, więc poprosiłem mojego przyjaciela, z którym przez wiele lat brałem narkotyki i piłem, a który kilka lat wcześniej nawrócił się, poprosiłem go, by przywiózł mi Biblię. Zacząłem ją czytać jako książkę przygodową, po ukończeniu ośrodka wróciłem do alkoholu i sporadycznie do narkotyków, ale Biblię czytałem nadal. Coraz częściej zacząłem w niej widzieć siebie, jaki jestem, że wszystko, co robię jest złe.
Zacząłem poznawać Jezusa Chrystusa, jako żywego Boga, zacząłem rozumieć Jego misję. Zacząłem wierzyć w jego obietnice. Wiedziałem, że On może mnie uwolnić. I pewnej nocy, kiedy siedziałem sam w domu, w swoim fotelu zastawiony alkoholem, usłyszałem gdzieś w swoim sercu głos, abym oddał swoje życie Bogu. Przed oczami przeszedł mi, jakby obraz tego wszystkiego, z czego musiałbym zrezygnować, czyli sex, narkotyki, alkohol, papierosy i wiele innych przyjemności. Zadzwoniłem do mojego nawróconego przyjaciela i poprosiłem go, aby do mnie przyjechał i modlił się ze mną, bo nie wiedziałem, jak to zrobić. Kiedy on do mnie przyjechał, upadliśmy na kolana i z moich ust popłynęła moja pierwsza modlitwa. Wyznałem Jezusowi swoje grzechy i zaprosiłem Go do mojego serca. Od tej chwili moje życie się zmieniło, byłem wolny, moje serce wypełniał niepojęty pokój, jakiego wcześniej nie znałem. Po dwu miesiącach ciągu alkoholowego, nie miałem typowych objawów abstynencyjnych, nie miałem lęków, nie trząsłem się, odszedł też niepohamowany przymus picia. Po około trzech miesiącach od tej nocy znowu napiłem się piwa, co skończyło się tygodniowym ciągiem. Wtedy postanowiłem wybrać się na Pieszą Pielgrzymkę do Częstochowy. To co doświadczyłem na szlaku pielgrzymim pomogło mi zrozumieć, iż przez tak wiele lat byłem zaślepiony Księża oraz bracia i siostry na pielgrzymce otwarli mi oczy!! Nauczyli się modlić – przede wszystkim śpiewem!!!
Również muzyczny talent, który otrzymałem od Boga dziś wykorzystuję na Jego chwałę. Gram w zespołach uwielbiających, często też sam prowadzę uwielbianie. W ostatnim czasie, Bóg otwiera przede mną nową drogę, mogę dalej rozwijać się grając z zespołem "Pomoc Duchowa" Dziękuję dziś Panu Jezusowi za to, że mogę mu służyć całym sercem Za to, że objawił mi się, jako żywy Bóg i dał mi się poznać przez swoje Słowo, za to, że dziś, dzięki jego łasce jestem wolny od wszelkich nałogów. AMEN
Cierpię i ufam
W wieku 34 lat miałam troje dzieci, bardzo interesującą, mocno mnie pochłaniającą pracę oraz pracowitego męża, który poza pracą zarobkową studiował jeszcze wieczorowo. Żyłam wtedy w wielkim pośpiechu, zapracowana od świtu do nocy. Z jednej strony praca zawodowa, przynosząca mi dużą satysfakcję i awanse, a z drugiej – opieka nad dziećmi (które dość dużo chorowały), gotowanie, sprzątanie itd. zabierały mi cały mój czas. I nagle, kiedy nasz najmłodszy synek nie miał jeszcze roczku, okazuje się, że jestem w ciąży. Ogarnęło mnie ogromne przerażenie, bo już teraz, przy trójce małych dzieci, brakowało mi trzeciej ręki. A co będzie przy czwartym? Aborcja?... Uczepiłam się tej myśli niczym ostatniej deski ratunku.
Nie ośmieliłam się nikomu powiedzieć, że chcę usunąć dziecko. Jednak to zrobiłam… Nie pozwoliłam żyć swojemu dziecku, które przecież było własnością nie moją, lecz Pana Boga… Kiedy wróciłam do domu po „zabiegu”, ogarnęło mnie uczucie wielkiej pustki. Wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobiłam, dręczyły mnie przez mniej więcej tydzień, później jednak moje sumienie przytłumiła praca zawodowa i trudności dnia codziennego. Nasze dzieci rosły, były dość samodzielne i po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że na pewno znalazłoby się w naszej rodzinie miejsce dla jeszcze jednego dziecka. Ale ja, z tchórzostwa i wygodnictwa, nie pozwoliłam na to…
Czas, jak wiadomo, biegnie bardzo szybko. Ani się spostrzegliśmy, kiedy nasze dzieci porosły, ukończyły szkoły średnie istudia. W końcu wyfrunęły z domu i rozproszyły się po świecie. Zostaliśmy z mężem sami – ja z poczuciem wielkiej, przytłaczającej winy. Za każdym razem kiedy widzę małe dziecko – a dość część zaglądam do dziecięcych wózków – doznaję skurczów żołądka. To poczucie winy narastało we mnie wraz z upływem czasu; gdy przeszłam na emeryturę, stało się wręcz nie do zniesienia.
Ostatnio bardzo często wracam myślą do swojego dziecka, któremu nie pozwoliłam żyć, i wyobrażam sobie, jakie by ono teraz było. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że depresja może być aż tak wielkim cierpieniem dla człowieka. Musiałam się zgłosić do lekarza i rozpocząć specjalistyczne leczenie.
To wszystko jednak nie jest takie proste, w pewnym momencie tworzy się z tego błędne koło. Wprawdzie wiem, że Chrystus odpuścił mi ten straszny grzech w sakramencie pokuty, a mimo to ja sama nie mogę go sobie odpuścić. Dlatego też podczas Pieszej Pielgrzymki do Częstochowy, na którą wzięła mnie moja koleżanka bo nie miała z kim iść!!! odbyłam spowiedź generalną, skupiając się na tym najcięższym grzechu – na morderstwie. Spowiednik, widząc moją rozpacz, pocieszał mnie i doradził mi zwrócić się do Chrystusa, Jemu powierzając to moje dziecko, któremu nie pozwoliłam żyć. Zalecił mi również podjęcie duchowej adopcji innego nie narodzonego dziecka, które może się znajdować w zagrożeniu życia. Podjęłam ten akt podczas jednej z Mszy Św. na pielgrzymce. Każdy, kto podejmuje duchową adopcję poczętego dziecka, zobowiązuje się do codziennego odmawiania jednej dziesiątki różańca św., co też czynię. Bo choć nie mogę w ten sposób przywrócić życia swojemu dziecku, to mogę swą wytrwałą modlitwą walczyć o każde ludzkie istnienie zagrożone aborcją. Mogę również szerzyć dobro, różnymi sposobami.
Wiem, że Boże miłosierdzie jest niewyobrażalne, że nie ma ono granic – jednak ogrom zła, które wyrządziłam, szczególnie mnie zobowiązuje do zadośćuczynienia. Teraz pozostaje mi już tylko pełna pokory modlitwa oraz czynienie dobra bliźnim za to swoje wcześniejsze przeciwstawienie się woli Bożej. Staram się tak postępować, lecz moje cierpienie spowodowane depresją nie mija. Nie wiem, kiedy się od tego uwolnię, mimo to całkowicie ufam Panu i głęboko wierzę w Jego miłosierdzie.
Cierpiąca matka
Bogu na chwałe...
Dla większości z nas przelewanie na papier swoich uczuć i wrażeń jest szalenie trudne, zwłaszcza że takich przeżyć i emocji nie da się łatwo ująć w ładne, proste zdania. Jednak pielgrzymka była dla mnie tak wspaniałym doświadczeniem, że nie odpisanie na kolejną prośbę o podzielenie się świadectwem z pewnością byłoby grzechem zaniedbania z mojej strony.
Tak więc do rzeczy. Piesza pielgrzymka na Jasną Górę od wielu lat była moim marzeniem, które nigdy nie miało się spełnić – takie marzenie na całe życie. Jednak Bóg miał dla mnie inny plan, a przekonałam się o tym od ludzi, których postawił na mojej drodze, a których przecież wcale nie musiałam spotkać.
Myśl o pielgrzymce towarzyszyła mi już od kilku lat, a dokładnie od momentu w którym moje rodzeństwo zaczęło w niej uczestniczyć, a później wracać z niej ze szczęściem wymalowanym na pięknie opalonych twarzach. W ich oczach dostrzegałam wtedy niesamowitą radość ze spotkania z Bogiem, takim bliskim i prawdziwie kochającym. Wiedziałam wtedy, że właśnie tego doświadczenia najbardziej będę im zazdrościć, pewnie przez całe życie. Stało się jednak inaczej…
Do udziału w pielgrzymce zostałam namówiona i przekonana w przeciągu trzech dni, na dzień przed jej rozpoczęciem i muszę przyznać że była to najbardziej spontaniczna decyzja w moim życiu, z czego jestem oczywiście szalenie dumna.
Wiedziałam mniej więcej jak wygląda pielgrzymka od strony organizacyjnej, jednak rzeczywistość okazała się o wiele piękniejsza i bogatsza, niż moje wyobrażenia o niej. Było genialnie, fenomenalnie i fantastycznie, zresztą słowa nie oddadzą tego, co się czuje. W każdym razie za każdym razem gdy o nie pomyślę, muszę się uśmiechnąć, a idąc o 6 rano do pracy nie mogę się powstrzymać i nucę sobie pielgrzymkowe piosenki.
Najbardziej niezwykli w pielgrzymce są wszyscy spotkani podczas niej ludzie, w których mieszka Bóg, taki autentyczny i bliski. Na pielgrzymce całkowicie zapomina się o panującym wokół złu, co skutecznie ładuje akumulatory i umacnia wiarę w to, że Bóg ma wobec każdego dobry plan.
Cały czas nie przestaję dziękować Bogu, że pozwolił mi to moje marzenie życia zrealizować. Pielgrzymka była dla mnie czasem nieustannego dziękowania Panu za całe dobro, które otrzymałam w życiu. Czuję. że na pielgrzymce nauczyłam się piękniej i mądrzej modlić się, co cały czas we mnie procentuje. Nie boję się już bronić mojej wiary przed ludźmi, którzy chcą się z niej śmiać. Jestem silna mocą Pana i ta siła sprawia, że co dzień chcę być lepsza.
Jestem pewna, że chwile spędzone podczas wspólnych pielgrzymkowych modlitw, inspirujące rozmowy i radość z bycia ze sobą były jednymi z piękniejszych dni w moim życiu. Pielgrzymka przypomniała mi też po raz kolejny, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i że pragnie On tylko i wyłącznie dobra dla każdego swojego dziecka.
Słowa, które ostatnio często mi towarzyszą, są też dobrym zakończeniem moich refleksji: Chwała Panu (za wszystko)!
ON na Ciebie czeka.... (Patrycja)
Myśl o pielgrzymce zaświtała mi rok przed ostateczną decyzją, po tym jak przypadkowo zobaczyłam plakat na ścianie zakrystii . Pierwsze podejście nieudane – zawiodły przyjaciółki, z którymi zamierzałam pójść, ale rok później pomyślałam … idę, nawet gdyby się waliło i paliło ! Trochę z ciekawości, chęci przeżycia przygody, a może bardziej z potrzeby poznania ludzi naprawdę wierzących, nie tylko wierzących a niepraktykujących, których mogłam spotkać w moim otoczeniu. Dołączyłam do grupy nie znając nikogo, na wspólnej Mszy świętej czułam się jakbym zaraz miała wyruszyć co najmniej za Atlantyk… Jednak wszystkie obawy zniknęły już po pierwszych rozmowach z innymi pielgrzymami, którzy po prostu kipieli otwartością i radością, że idą na Jasną Górę na Matki Bożej i przyjmowali każdego nowego piechura z otwartymi ramionami . Nie musiałam się niczym przejmować , bo zawsze ktoś wyciągał pomocną dłoń, porozmawiał kiedy ciężej mi się szło i szybko zaczęłam czuć się w naszej grupie tak jak w wielkiej rodzinie (chodź trochę czasu zajęło poznanie wszystkich).Podczas drogi czułam ogromną radość i spokój, a przede wszystkim zaczęłam po raz pierwszy modlić się ze szczerego serca, własnymi słowami do Pana Boga . Najważniejsze było dla mnie uświadomienie sobie, ze Bóg JEST ze mną cały czas , chce uczestniczyć we wszystkim co robię, a ja mogę mu dziękować za Jego miłość przez okazywanie miłości drugiemu człowiekowi . W takiej wędrówce budujące dla brata czy siostry może być chociażby podanie wody czy pokrzepiający uśmiech, gdy nie można już wytrzymać w skwarze, a dodatkowo po paru dniach zaczynają dawać się we znaki odciski. Jestem pewna , że Pan Bóg każdemu z nas dawał podczas tych 9 dni niesamowitą siłę, bo bez niego na pewno też i ja poddałabym się w trudniejszych momentach. Nigdy też wcześniej nie otrzymałam tak wiele bezinteresownej dobroci jak ze strony gospodarzy, ludzi mijanych na ulicy i innych pielgrzymów. Zaczęłam czuć szczęście z odmawiania różańca, który wcześniej był dla mnie martwą modlitwą, zdawać sobie sprawę z realnej obecności przemienionego Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, cieszyć się moim życiem, bo teraz wiem, że wszystkie moje sprawy mogę powierzyć Bogu. U tronu Maryi na Jasnej Górze wiedziałam, że dotarłam tam nie tylko dla siebie , ale przede wszystkim dla ludzi mi bliskich, których intencje niosłam ze sobą, w słońcu i w ulewach.
Bardzo jestem Panu Bogu wdzięczna , że w zeszłym roku doszłam z biało-żółtymi do celu po raz drugi. Ten okres rekolekcji dał mi jeszcze mocniejszą pewność, że chce oddawać Bogu mój czas każdego dnia, nie tylko od święta i z tradycji. Dlatego dzięki jednej z sióstr dołączyłam do wspólnoty Betlejem na Ujeścisku , gdzie poznałam kolejnych wartościowych ludzi i mogę chwalić Pana za Jego miłosierdzie i obecność w moim życiu . Teraz zdaję sobie sprawę, że ta jedna decyzja o pójściu na pielgrzymkę była dla mnie jak domino pozytywnych zmian duchowych . One ciągle się dzieją !
Pielgrzymka jest czymś , czego nie da się po prostu przekazać słowami, ją czuje się w sercu. Jeśli więc czujesz pragnienie bliskości Boga i drugiego człowieka , chcesz Pana o coś prosić, podziękować, przeprosić lepiej nie możesz trafić, bo On czeka w naszej grupie na KAŻDEGO, kto go potrzebuj...